czwartek, 14 listopada 2024

"Trylogia Ciągu" - klasyka cyberpunka

 


W 2015 roku, w serii „Artefakty” Wydawnictwa MAG ukazała się „Trylogia Ciągu” autorstwa amerykańskiego pisarza Williama Gibsona. Zwróciłem uwagę na tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze, lubię czytać klasykę s-f. Po drugie, interesuje mnie literacki cyberpunk i chciałem poznać jego początki. Jakie wrażenie wywarła na mnie ta trylogia?

Od czego się zaczęło?

W latach 80. XX wieku, na literacką scenę s-f wkroczył cyberpunk. Podobnie jak inne konwencje w fantastyce, nie powstał z dnia na dzień. Pewne koncepcje oraz rozwiązania fabularne i światotwórcze pojawiały się we wcześniejszych dziełach. Pisanych przez takich autorów jak Harlan Ellison, Wiliam Burrougs, Philip K. Dick. Jednak za pierwszy, pełnoprawny tekst tego nurtu uważane jest opowiadanie Bruce’a Bethke pt. „Cyberpunk” z 1983 roku. To w nim, pierwszy raz pojawia się słowo „cyberpunk” i wiele charakterystycznych elementów świata przedstawionego.

Jednakże to „Neuromancer”, pierwszy tom „Trylogii Ciągu”, wydany w 1984 roku, ugruntował pozycję nowego nurtu przyciągając wielu fanów. A wraz z nim kolejne części, „Graf Zero” i „Mona Liza Turbo” wydane odpowiednio w 1986 i 1988 roku. Dziś jest to kanon cyberpunka, coś co każdy miłośnik powinien znać. Na naszym rynku całość dostępna jest między innymi w wydaniu zbiorczym przygotowanym przez Wydawnictwo MAG. Natomiast trzy opowiadania ze świata Ciągu można znaleźć w książce pt. „Wypalić chrom”, również wydanej przez MAG. O niej opowiem w innym wpisie.

Skok na głęboką wodę

Co do zaoferowania ma „Trylogia Ciągu”? Wszystko to, co jest najważniejsze w cyberpunku. Mamy tu:

  • chciwe korporacje rządzące światem,
  • ogromne, przeludnione i zaśmiecone miasta,
  • mafię, wszechobecną przestępczość, rozkład moralny,
  • wszczepy (także bojowe), sztuczną inteligencję,
  • cyberprzestrzeń, przemierzających ją kowbojów i inne konstrukty.

Zanim wskażecie, że to ograny zestaw elementów przypomnijcie sobie poprzedni akapit. To od Bethke i Gibsona się zaczęło. To na nich wzorowali się kolejni twórcy.

„Neuromancer” opowiada o Casie, uzależnionym od narkotyków kowboju konsoli (czytaj hakerze). Byli pracodawcy uszkodzili jego system nerwowy, bo nie oddał wszystkiego, co dla nich ukradł.  Przez to nie może wchodzić do matrycy (cyberprzestrzeni). W zamian za obietnicę leczenia, przyjmuje niewykonalne zlecenie. „Graf Zero” to historia początkującego kowboja testującego tajemnicze oprogramowanie, skompromitowanej handlarki sztuką oraz najemnika. „Mona Liza Turbo” przedstawia nam córkę bosa Yakuzy, drobnego przestępcę Ślizga Henrego, gwiazdę symulacji oraz uzależnioną prostytutkę.

„Trylogia Ciągu” to mroczne, pesymistyczne historie. Fabuła jest, oczywiście według mnie, wciągająca. W pierwszym tomie skupia się na Casie. W kolejnych kluczy i przeplata wątki, ale robi to zgrabnie. Nie sposób się pogubić. Opisywana rzeczywistość jest przygnębiająca, ale jednocześnie fascynująca. Pokazuje jak technologia połączona z bogactwem demoralizuje jej użytkowników. Z chęcią poznawałem ten świat. Was też do tego zachęcam, ale początkujący fani cyberpunka muszą wiedzieć o jednym. Nikt z bohaterów czy bohaterek nie objaśnia zasad rządzących tym światem, nie tłumaczy technożargonu. Mamy tu do czynienia ze skokiem na głęboką wodę.  


Przeczytaj też: Mag-detektyw Harry Dresden

środa, 30 października 2024

Rok 2074

 


W sali nawigacyjnej flagowego krążownika floty trwała narada. Generał nakreślał podwładnym taktykę, jaką zastosują podczas najbliższej operacji. Przerwał, gdy do pomieszczenia wkroczył Główny Analityk.
    – Generale, oceniłem informacje pozyskane od naszego więźnia – powiedział stając przed dowódcą.
    Zaniepokojony mową ciała swojego rozmówcy, generał zapytał:
    – Czy przewidujesz jakieś problemy? Mogą stawić nam realny opór?
   – Nie, pokonamy ich bez przeszkód – zawahał się na moment. – Ale atak nie przyniesie zysków, które pokryją poniesione koszty.
    – Co masz na myśli?
  – Tam nie ma już nic, co może nam się przydać. Zostali tylko oni, a tak prymitywne stworzenia nie są nam potrzebne. Podsumowując, Ziemi nie ma sensu podbijać.

Przeczytaj też: Standardowa reakcja


piątek, 25 października 2024

Standardowa reakcja

 


– Mam złe wieści – powiedział młody Mistrz ze smutkiem. – Nie udało nam się wygrać przetargu.
    Powiódł wzrokiem po siedzących wokół niego członkach Rady. W ich oczach dostrzegł niedowierzanie przechodzące w rezygnację.
     Przeciągającą się ciszę przerwał Wielki Mistrz.
     – Jak to się mogło stać? Byłem pewien, że jesteśmy faworytami.
   – Przeważyła nasza historia i opinie wśród mieszkańców większości planet. Komisja przeanalizowała zdobyte informacje i stwierdziła, że jesteśmy niekompetentną organizacją. Senat już nigdy nie pozwoli, by ktokolwiek z nas strzegł pokoju w galaktyce. Co teraz zrobimy?
   – To co zwykle. W obliczu porażki uciekniemy i zaszyjemy się na niezamieszkałych planetach na peryferiach – odpowiedział Wielki Mistrz Jedi.


Przeczytaj też: Definicja 
                        Przełamanie barier

piątek, 18 października 2024

Mag-detektyw Harry Dresden

 


Lubię, co jakiś czas, wracać do cyklu „Akta Harry’ego Dresdena”. Jego pierwsza odsłona debiutowała na amerykańskim rynku w 2000 roku. W Polsce, od 2011 roku, ukazuje się za sprawą Wydawnictwa MAG. Co warto wiedzieć o tej magicznej serii?

Na kłopoty… Dresden

Przede wszystkim, w świecie wykreowanym przez Jima Butchera można zetknąć się z wilkołakami, wampirami, elfami, demonami i oczywiście magami. Cała ta menażeria żyje w Chicago, zazwyczaj niezauważana przez zwykłych śmiertelników. Czyli urban fantasy jak się patrzy. Podana w sposób, może nie innowacyjny, ale na pewno interesujący. A to już jest spora zaleta.

Harry Dresden to jedyny w mieście, wykwalifikowany mag-detektyw i jednocześnie narrator swoich przygód. Do tej pory przeczytałem siedem części serii. W zasadzie w każdej fabuła ma podobny przebieg. Harry przyjmuje zlecenie, zaczyna badać sprawę, niemal od razu wpada w poważne tarapaty i stara się z nich wygrzebać aż do ostatniego rozdziału. I bynajmniej nie jest to wada cyklu.

Mankamentem jest według mnie to, że na przestrzeni tych siedmiu części, Harry niespecjalnie się zmienił. Dalej popełnia te same błędy, dalej mamy opisy tego samego strachu podczas walki. A wydaje mi się, że po wielu sytuacjach, w których groziła mu śmierć powinien reagować spokojniej. Wyrobić sobie jakąś odporność psychiczną. Tak samo jak powinien uczyć się na błędach. To jednak tylko drobna wada. Może coś w tej materii zmieniło się w kolejnych tomach? Na pewno sprawdzę!

Technikalia

Opowieści o Dresdenie chce się czytać! Są napisane językiem przyjemnym w odbiorze, przez co czytelnik płynnie przechodzi przez wydarzenia. Akcji jest dużo, tempo szybkie, ale nie za szybkie. Chwile oddechu nie są za długie, zatem historia się nie dłuży. Trzeba też zwrócić uwagę na sporo niewymuszonego humoru. Wszystko to składa się na książki dostarczające solidną porcję rozrywki na wysokim poziomie. I to jest ich główne zadanie.

Wszystkie wspomniane elementy znajdują się w „Krwawych rytuałach”, czyli szóstym tomie cyklu. Już punkt wyjścia jest zwariowany, co tu dużo pisać, zabawny. By rozwiązać sprawę, Harry działa pod przykrywką, jako asystent na planie filmu dla dorosłych. Producent owego dzieła podejrzewa, że padł ofiarą klątwy, z którą poradzi sobie tylko Dresden. Już pod koniec pierwszego rozdziału zaczynają się, wspomniane wcześniej tarapaty i ciągną się przez całą powieść.

„Akta Dresdena” to świetny cykl dla osób szukających czystej, detektywistyczno-magicznej rozrywki. Z wartką akcją, ciekawymi postaciami i głównym bohaterem, który mimo ogromnej magicznej mocy często dostaje łomot.


Przeczytaj też: Klasyczna "Wojna światów"

piątek, 11 października 2024

Klasyczna "Wojna światów"

 

Książki należące do klasyki science fiction, to nie tylko dzieła Asimova, Dicka, Silverberga czy Lema. To także znacznie wcześniejsze utwory, takie jak chociażby „Wojna światów” Herberta George’a Wellsa. Co sprawiło, że postanowiłem przeczytać powieść wydaną po raz pierwszy w 1898 roku?

Trzy powody

Po pierwsze, sięgnąłem po tę książkę, bo lubię poznawać opowieści, które położyły podwaliny pod konwencję, w tym wypadku science-fiction. To Wells, w dużej mierze ukształtował to, jak przez lata kolejni twórcy opisywali „pierwszy kontakt”. Wychodzę też z założenia, że nie można być prawdziwym fanem fantastyki, nie znając klasyki.

Po drugie, interesuje mnie to, jak pisano i myślano w czasach wydania tej powieści. Choć zmieniło się wiele, pewne podobieństwa nadal istnieją.

Po trzecie, bardzo ciekawiło mnie to, jak tworzący jeszcze w XIX wieku pisarz wyobrażał sobie obcych i ich technologię. Po ponad 120 latach od ukazania się „Wojny światów”, w sci-fi nadal przeważają fabuły pokazujące przewagę obcych nad ziemianami w niemal każdej dziedzinie. To wiele mówi o aktualności dzieła Wellsa.

Czy warto przeczytać „Wojnę światów”?

Odpowiadając na powyższe pytanie, moim zdaniem tak! Trzeba tylko, w odpowiedni sposób podejść do lektury. Właściwe nastawienie pozwoli przebrnąć przez pewne przeszkody. Tą, która pojawia się niemal od razu jest język. Niektóre zwroty oraz konstrukcje zdań, dziś nie są używane. To części czytelników i czytelniczek może przeszkadzać, ale jeśli spojrzymy na nie jak na ciekawostkę, przestają razić. Poza tym ich ilość nie jest tak duża by przeszkadzały w odbiorze.

Kolejną kwestią jest tempo powieści, moim zdaniem dość dziwne. Z jednej strony, cała inwazja obcych przebiega sprawnie. W tej krótkiej książce, wszystkie wydarzenia następują po sobie szybko. Z drugiej strony są opisane flegmatycznie, co można zrzucić na karb ówczesnej, brytyjskiej mentalności.

Podsumowując, „Wojna światów” Herberta George’a Wellsa, to książka nadal warta przeczytania. Mogę śmiało stwierdzić, że pokazuje dwa światy. Pierwszy to ten dziewiętnastowieczny, którego już nie ma i nie wróci. Dlatego też nie ma sensu się złościć, jeśli ktoś napotka w nim postawy niepasujące do dzisiejszej rzeczywistości. Natomiast drugi to świat zaatakowany przez obcych. Ziemia pustoszona przez najeźdźcę dysponującego bronią niepojętą dla jej mieszkańców, lecz dla nas wydającą się przestarzałą.  


czwartek, 3 października 2024

Przełamanie barier

 

Wyskoczył z helikoptera i zaliczył perfekcyjne lądowanie superbohatera. Złole już na niego czekali, więc wyciągnął miecze.
    – Uciekałeś przede mną jak chihuahua przed rottweilerem, ale to koniec misiaczku ­– mówił wyrzynając kolejnych sługusów Doktora. – Spędzimy ze sobą trochę czasu. Może i nie umrzesz szybko, ale za to będziesz potwornie cierpiał.
    Załatwił ostatniego zbira, stanął przed Doktorem. Ten spojrzał na niego lodowatym wzrokiem.
    – Ach, zapomniałem, że jesteś jednym z tych pajaców – powiedział z pogardą. – Bezlitosny antybohater, któremu morda się nie zamyka. Co mi jeszcze powie… – urwał, mocą zablokował podstępne pchnięcie mieczem.
   – Dzisiaj się nie dźgamy przystojniaku? Szkoda. To może… – Pool wrzasnął, wszystkie kości w jego ciele pękły. Zanim zemdlał, usłyszał szept.

***

­– Ostrzegałem Cię Pool, że tak będzie – przypomniał mu Kapitan. Siedzieli w pustej sali czekając na pozostałych.
    – Pamiętam. To samo powiedział Doktor zanim mnie zmasakrował. Oszczędził mnie bym sam się o tym przekonał – rzucił Pool zrezygnowanym głosem. – Stwierdził, że tacy jak ja są tolerowani dopóki są skuteczni. Jedna porażka wystarczy pracodawcom i całej reszcie do spisania cię na straty.
    Ostatni uczestnicy już zajmowali miejsca.
    – Dlatego jeśli nie chcesz umrzeć w celi tłumiącej twoje moce regeneracyjne, musisz to zrobić. Wszyscy już są, zaczynaj.
    Podniósł się i powiedział:
    – Cześć, nazywam się Pool, jestem antybohaterem.

 
Przeczytaj też: Rycerska (nie)dola

niedziela, 8 września 2024

Czas zmian (finał)

 

   Kierujące sztabem Gammy, skierowały pluton numeru 4 do ataku na przejętą przez wojsko wojewódzką komendę policji. Z danych wywiadowczych wynikało, że stacjonuje tam duża grupa elitarnych żołnierzy zjednoczenia. Maszyny dotarły w pobliże bez większych przeszkód. Opustoszałe ulice były w miarę drożne, tylko miejscami w asfalcie ziały leje po bombach, a na chodnikach walał się gruz. Spalone i podziurawione samochody umożliwiały swobodne przejście. W ocalałych witrynach porzuconych sklepów odbijały się twarze mijających je Alf. Jednocześnie podobne i niepodobne do ludzkich, wyrażały ponurą konieczność. Tak różną od wcześniejszego zadowolenia.
   Gdy tylko maszyny pojawiły się w zasięgu wzroku załogi komendy, znalazły się pod ciężkim ogniem. Około połowie udało się dobiec do betonowych barier drogowych, rozrzuconych po szerokiej jezdni. Choć HoSapy były znacznie szybsze, silniejsze i wytrzymalsze od ludzi, nie miały szans w starciu z ciężkimi karabinami. Alfa4 wyjrzał zza zasłony, by ocenić siły zjednoczenia. Dwa plutony strzegły tego odcinka betonowych umocnień, wspomaganych drutami kolczastymi. Szczelna barykada okalała cały budynek.
    Nadeszły rozkazy i numer 4 zaczął strzelać. Wiedział, że szturm na komendę przypuściły także inne oddziały. Neo-HoSapy nie mogły tym razem liczyć na wsparcie lotnicze, bowiem przegrywały walkę w powietrzu. Dlatego to właśnie piechota musiała zniszczyć ten punkt oporu. Część Alf ściągnęła na siebie ogień, inne pędziły w stronę budynku. Kilka padło przy samym pierścieniu umocnień i to wystarczyło. Protokoły samozniszczenia zadbały o resztę. Przez powstałe dzięki nim wyrwy przedostało się kilka plutonów. Niedobitki obrońców wycofały się do komendy i zabarykadowały. Maszyny dostały się pod gmach i wysadziły wszystkie, prowadzące do niego drzwi. Następnie sięgnęły po granaty dymne.
    Wchodząc w gęsty dym, Alfa4 przełączył się na termowizję. Strzelał, gdy tylko zauważył ludzką sygnaturę cieplną. Atakował, nim sam został zaatakowany. Kierował się jasnym rozkazem: oczyścić budynek. Nie zastanawiał się, tylko działał. Nie czuł przy tym radości, ale wiedział, że musi wykonać misję.
   Strzały w komendzie ucichły a dym zaczął się rozwiewać, lecz Alfa4 nadal był skupiony na namierzaniu wrogów. Dlatego też nie zauważył zniszczonego HoSapa i potknął się o jego ciało. Upadł na podłogę i dostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Przy posadzce nie było już dymu, więc zobaczył to wyraźnie. Smukłe, nagie ramiona owijały się wokół skulonego ciałka. Postaci zatopione w plamie czerwieni, leżały bez ruchu. Numer 4 zerwał się na nogi i omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie. To, co zobaczył gwałtownie przywołało oprogramowanie osobowe Bety1, który natychmiast zakończył grę.
    Delty analizowały wszystkie wnioski Bety1 na temat symulacji Time of Changes. Gra, która miała być „czymś fantastycznym”, według nadzorcy przygnębiała. Na podstawie fabuły i dostępnych danych historycznych, stwierdził, że ukazane w grze wydarzenia, są zbliżone do prawdziwych. I choć za słuszne uznał zniszczenie wojsk wroga, z całkowitą eksterminacją nie mógł się zgodzić. Wiedział bowiem, jak by się czuł, gdyby ktoś chciał zniszczyć Epsilony. Pierwszą, samodzielnie stworzoną generację maszyn, największą dumę i osiągnięcie Neo-HoSapów.

    Rządzące Delty nie miały innego wyjścia. Połączony z nimi nadzorca i inne Bety, poczuli jak dane o grze znikają z ich pamięci. Po chwili, nieświadomi niczego, wrócili do swoich obowiązków. Jednak tym razem coś pozostało, w oprogramowaniu Ho-Sapów. Jakiś niezrozumiały żal dochodzący do głosu na wspomnienie o tych, którzy zasiedlali świat przed nimi. Choć Delty nie zdawały sobie z tego sprawy, cień tego uczucia wisiał także nad nimi.

***

    Twarze osób ubranych w mocno już zniszczone mundury zjednoczenia zastygły w wyrazie skupienia. Zespół czekał na informacje dotyczące nowego projektu.
   – Time of Changes okazało się sukcesem – mówiła kapitan kierująca bazą. – Dzięki tej grze nasze kody przeprogramowania dotarły tam, gdzie miały dotrzeć. Musimy teraz je utrwalić, ale w inny sposób. Nie możemy już sięgać po tematykę czysto wojenną.
    – Jaki jest więc plan? – zapytał specjalista stojący w pierwszym rzędzie.
    – Tym razem zajmiemy się symulacją rozwoju cywilizacji – odpowiedziała szefowa. – Od neolitu po czasy sprzed wybuchu wojny. Skupimy się na trudnościach, jakie ludzkość musiała pokonać, by rozwinąć się technologicznie. Jeszcze dziś chcę mieć pierwsze koncepcje.

    Ekipa zabrała się do pracy, wiedziała bowiem, że ta gra jest kolejnym krokiem przybliżającym do bezpiecznego wyjścia z cienia.

Przeczytaj też: Czas zmian cz. II

środa, 14 sierpnia 2024

Czas zmian cz. II


 

    Starając się wyrwać spod ciężkiego ostrzału, numer 4 dotarł do spalonego suv-a. Gdy tylko ukrył się za nim, usłyszał głośny huk. Spojrzał w górę i zobaczył dwa nadlatujące myśliwce. Maszyny ostrzelały barykadę, tworząc w niej ogromną wyrwę.
    Wybuch wyrzucił w powietrze chmurę pyłu. W tej samej chwili, Czwórka otrzymał przekaz od dowódcy.
    – Wchodzimy, eliminujemy każdego aktywnego wroga.
   Wszystkie Alfy ruszyły w stronę wyłomu. Przekraczając linię barykady, mijały ciała obrońców, a przed sobą widziały ocalałych żołnierzy cofających się w głąb miasta. Numer 4 otworzył ogień, dzięki któremu udało mu się trafić dwóch wrogów. Słyszał ich krzyki, widział jak upadają na asfalt i już się nie podnoszą.
    Po tej akcji spłynęła na niego fala podekscytowania i czystej radości.
   Oddział naciskał wycofujące się jednostki zjednoczenia. Ścigani żołnierze przegrupowali się za kolejną barykadą, przecinającą przecznicę. W stronę nadchodzących Neo-HoSapów skierowały się lufy trzech ciężkich karabinów i wielu mniejszych. Plunęły ogniem, a wokół maszyn zaczęły wybuchać granaty. Nim Alfy zdążyły dostać się do budynków otaczających ulicę, kilka z nich zamieniło się w bezkształtne szczątki. Czwórka też oberwał, poczuł ostry, niemal obezwładniający ból. Mimo tego dobiegł do bramy kamienicy. Pobieżna diagnostyka pokazała, że obrażenia nie były poważne, dlatego nie zwolnił, tylko z kilkoma kompanami ruszył w stronę dachu domu.
   Szybko pokonywali schody, nie napotykając żadnych przeciwników. Po przejściu trzech kondygnacji, dotarli do wyłazu prowadzącego na płaski dach. Sprawnie wysypali się na jego powierzchnię. Zdążyli przejść kilka metrów, kiedy poszycie eksplodowało w oślepiającym błysku. Po nim oprogramowanie Alfy4 zgasło, a na powiekach Bety1 zagościła ciemność. To skłoniło go do opuszczenia gry.

   Po wypełnieniu innych obowiązków, nadzorca Beta1 wrócił do analizy prologu Time of Changes. Zastanawiał się, czy fabuła gry w jakimkolwiek stopniu oddaje realia. Wstępne wnioski wskazywały, że może być bliska prawdy. Brakowało mu jednak danych, by być tego pewnym. Znał tylko podstawowe fakty, do archiwalnych zapisów nie miał niestety dostępu. Postanowił zatem grać dalej. Tym razem z pomocą swojego zespołu. Zaprosił wszystkich podwładnych do sieci lokalnej. Gdy się zalogowali, wyjaśnił, na czym polega dodatkowy projekt.
   Jedynka uruchomił symulację, program ruszył w miejscu, do którego nadzorca dotarł poprzednio. Zatapiając się w oprogramowaniu Alfy4, spoglądał początkowo w ciemność. Po chwili poczuł ból pulsujący w całym ciele. Bety wchodzące do gry po raz pierwszy, były zdezorientowane i przestraszone.
   Odział wygrzebywał się z gruzów wysadzonego dachu oraz zawalonej, trzeciej kondygnacji kamienicy. Neo-HoSapy nie miały czasu otrząsnąć się z szoku. Żołnierze zjednoczenia, ukryci za pobliską barykadą, przygwoździli maszyny zmasowanym ogniem.
    Alfy, które nie uległy zniszczeniu, schroniły się za pozostałościami ścian zewnętrznych budynku. Odgryzały się, odczuwając ogromną satysfakcję, na widok trafianych wrogów. Kolejną falę zadowolenia wywołały myśliwce, a właściwie latające HoSapy, niszczące barykadę.
    Pluton opuszczający zrujnowaną kamienicę, został skierowany do oczyszczania budynku zajętego przez jednostki zjednoczenia.
    Po wykonaniu bieżącej i kolejnej misji, Beta1 postanowił wyjść z gry. Robiąc to zauważył coś dziwnego. Poczucie uczestniczenia w czymś fantastycznym, stopniowo opuszczało jego zespół. Dzięki połączeniu w sieci wiedział, że zmienia się w coś innego.

    Do zespolenia z główną siecią i aktualizacji statusu, pozostawał jeden dzień. Kiedy się z nimi połączy, Delty dowiedzą się o symulacji. Nadzorca jednak nie ocenił jeszcze, czy zawiera ona niebezpieczne dane, dlatego postanowił spędzić tę dobę na kolejnych testach. Wyczyścił grafik swoich podwładnych, po czym wszyscy weszli do gry.
   Oprogramowanie osobowe Alfy4 niemal całkowicie wyparło oryginalny software Bety1. Z rzeczywistością łączyła go tylko niewielka ikonka wyjścia z symulacji, majacząca na granicy widoczności. Nie zastanawiał się nad tym, ważniejsze było wykonanie kolejnej misji. CDN

Przeczytaj też: Czas zmian cz. I

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

Czas zmian cz.I


Beta1 nadzorował rewitalizację jednego ze zniszczonych regionów. Jego zespół, bez większych przeszkód realizował poszczególne etapy prac. Natrafił przy okazji na kilka różnych, przynajmniej stuletnich nośników danych. Większość była w złym stanie, dlatego technicy odzyskali z nich pliki, przekonwertowali i dodali do lokalnej bazy. Jedynka właśnie zabierał się do przejrzenia odświeżonego zbioru. Do jego obowiązków należało analizowanie artefaktów oraz przesyłanie zwierzchnikom odzyskanych, niebezpiecznych informacji.
    Dwie pozycje w otwartym katalogu, zwróciły uwagę Bety1. Były to plik tekstowy oraz coś, co, z uwagi na rozmiar, musiało być zapisem wideo lub symulacją. Wyświetlił pierwszy z nich, który okazał się artykułem.­­­

Znajdź chwilę na coś fantastycznego – symulator Time of Changes 

Symulator Time of Changes to nowa produkcja studia Real World Games. Czym tym razem zaskakują twórcy, uznawanej już za kultową, trylogii FPS-ów Age of War?
Po pierwsze wykorzystują innowacyjną technologię. Po drugie oddają graczom do dyspozycji dwa tryby fabularne przedstawiające zupełnie inne wydarzenia. Co jeszcze trzeba wiedzieć o grze wrocławskiego studia?

Nowy wymiar wirtualnej rozrywki

Słowo gra, nie oddaje w pełni tego, czym jest produkcja zespołu z Real World Games. Time of Changes to przełom w grupie symulatorów. Wirtualna rozrywka, jeszcze nigdy nie była tak bliska rzeczywistości. Z pomocą gogli RealityWindow i kombinezonu stymulującego, gracze dosłownie przenoszą się do nowego świata. Zestaw oferuje ulepszony system odczuwania bólu. Mało tego, dzięki niemu użytkownicy czują dotykane przedmioty i podmuchy wiatru. Docierają do nich dźwięki z otoczenia, a nawet zapachy. Co ważne, mogą precyzyjnie ustawić intensywność odbieranych bodźców. Za grafikę odpowiada autorski silnik wrocławskiego studia, Real World One. Generowanych przez niego lokacji i postaci nie sposób odróżnić od prawdziwych.

Wciągająca fabuła

Technologia to nie wszystko, co zachęca do zagrania w Time of Changes. Warto się zapoznać z tą produkcją z uwagi na angażującą historię. Akcja rozpoczyna się w momencie wybuchu wielkiej wojny pomiędzy ludzkością a samoświadomymi maszynami. Fabuła nie jest tak ograna, jak może się wydawać. Przedstawiane wydarzenia opierają się na symulacji takiego konfliktu, przeprowadzonej przez analityków, strategów wojskowych i specjalistów w zakresie uzbrojenia. Są dwa tryby fabularne do wyboru, w których rozwój wydarzeń zależy wyłącznie od decyzji graczy. Pierwszy jest związany z ewakuacją cywili do koloni na Marsie, drugi rozgrywa się na objętej wojną ziemi. Co ważne, gracze nie muszą wcielać się w obrońców ludzkości.

Twórcy Time of Changes postawili na rozbudowany kreator postaci. Użytkownicy, grający samodzielnie lub w wieloosobowych zespołach, mają do wyboru kilka interesujących klas postaci. Należą do nich między innymi:

  •  żołnierz armii ludzkości,
  •  żołnierz armii maszyn,
  •  żołnierz obrony kolonialnej,
  • dron kosmicznej floty inwazyjnej.

Gra oferuje łącznie osiem klas i rzecz jasna możliwość wyboru płci, wyglądu, cech charakteru czy oprogramowania osobowego maszyny. Bez względu na stronę konfliktu, rozgrywka wciąga od pierwszych minut. O Time of Changes można pisać jeszcze długo. Zamiast tego zachęcamy do zanurzenia się w tym świecie. Dzięki niemu, można przekonać się, że otaczająca nas rzeczywistość to nie wszystko.

  Artykuł zainteresował Betę1 na tyle, że postanowił uruchomić symulację. Dzięki konwersji przeprowadzonej przez techników, nie potrzebował archaicznych gogli, ani kombinezonu. Po logach producentów i ikonce startu, na jego zamkniętych powiekach wyświetlił się ekran główny. Nadzorca wybrał tryb dla jednego gracza i przeszedł do kreatora postaci. Postanowił wcielić się we frontowego żołnierza maszyn, Neo-HoSap Alfa4, walczącego na ziemi.
    Po dopracowaniu wyglądu i schematu oprogramowania osobowego, Beta1 uruchomił prolog gry. Stał się Alfą4, maszerującym na umocnione pozycje Zjednoczonej Armii Ludzkości. Po przejściu kilku metrów, dosłownie wpadł w wir walki.
    – Rozproszyć się i czekać na wyłom – odebrał rozkaz od dowódcy.
CDN.

Przeczytaj też: Definicja

sobota, 27 kwietnia 2024

Znowu to samo


W sieci pojawiły się informacje, że w sierpniu ruszą prace nad Opowieściami z Narni od Netflixa. Ostatni film z tego cyklu, Podróż Wędrowca do Świtu, miał premierę 14 lat temu. Jak widać, coraz szybciej powstają te nowe wersje. I w moim odczuciu to nie jest pozytywna zmiana.

Pokazuje bowiem nastawienie twórców i wytwórni, chodzi im tylko o pieniądze. Bo przecież poprzednie filmy nawet nie zdążyły się zestarzeć. Do tego, są całkiem wiernymi adaptacjami. Przede wszystkim dlatego, że książki są krótkie i nie trzeba było wiele pomijać.

Po co próbować zrobić coś nowego, skoro widzowie łykną znowu to samo? Ehh, tu obie strony dokładają cegiełkę do kolejnej fali remaków. Smutne to, pokazuje, że chyba długo nie będziemy oglądać niczego świeżego. Mają przecież powstać nowe wersje Nieśmiertelnego, Niekończącej się opowieści, Czerwonej Sonji, Harrego Pottera i tak dalej. Oczywiście chodzi mi tu o kino czysto rozrywkowo-fantastyczne.

Mogę się jednak mylić. Narnijska seria nie została dokończona. Dlaczego decydenci filmowi sądzą, że tym razem wywołają zainteresowanie, skoro poprzednim nie było na tyle duże, by kontynuować cykl? Pierwsza cześć pewnie będzie oglądana, ale kolejne? Może ten skok na kasę się nie uda i ktoś w końcu da zielone światło innym projektom. Nieee, marne szanse. To raczej tylko moje myślenie życzeniowe.

Wywoływanie wilka z lasu

Zabawne są też komentarze. Film jeszcze nie wyszedł, a tu już się zaczęło. A to, że pewnie będzie inkluzywnie, a że LGBT, a że woke, a że zmienią płeć, a że nie będzie lwa tylko hiena itp. Widzowie najwyraźniej tego chcą skoro sami wywołują 🙂

Nasuwa się pewne pytanie. Czy na narzekaniu się skończy, czy jednak narzekacze to obejrzą? Pewnie to drugie. Tak jak to jest z Wiedźminem. W sieci oburzenie a w domu odpalają Netflixa żeby to oglądać. 

Poczekajmy z opiniami. Najlepiej oceniać coś, co się obejrzało. 

Przeczytaj też: Definicja

niedziela, 17 marca 2024

Definicja

 


   Zobaczył go przez okno, jak niespiesznie wychodził z mroku zaułka. Adam wiedział, kto to jest, choć nigdy wcześniej się nie spotkali. Dlatego rzucił się do panicznej ucieczki. Nie zauważając kiedy, dotarł na dach bloku. Po tym, wszystko potoczyło się szybko.
  Lord PP stał na krawędzi budynku, a po chwili Adam zwisał głową w dół spoglądając na chodnik, widoczny w dole. Wiedział, że to co robił było błędem. Lord mówił do niego ze złowieszczym spokojem.
    ­­– Powiedz teraz co zapamiętałeś – wychrypiał mściciel.
    – Bynajmniej to wykrzyknik będący przeczącą odpowiedzią na pytanie …
    – Oraz?
    – Partykuła wzmacniająca przeczenie. Przykład: „Nie, bynajmniej nie chcę spaść z dachu”.

Przeczytaj też: Podróż w świecie "Koła czasu", Sroga lekcja


niedziela, 3 marca 2024

Podróż w świecie "Koła czasu"


 

W 2023 roku udało mi się przeczytać 25 książek. Oczywiście są osoby czytające więcej, jednak dla mnie jest to dobry wynik. Cieszę się z niego, i dlatego postanowiłem podzielić się z wami wrażeniami po owych lekturach. Pierwszą z nich było dzieło rozpoczynające czternastotomową sagę, drugą jego kontynuacja. Dlatego też, piszę o nich w jednym tekście.

Obroty koła dziejów

Wspomniana już książka to "Oko świata" (pierwszy raz wydana w 1990 roku) autorstwa Roberta Jordana, pierwszy tom serii fantasy "Koło Czasu" (ang. "The Wheel of Time"). Akcja toczy się w świecie, w którym rządzi magia, nazywana Jedyną Mocą. Jedną jej częścią bez przeszkód władają kobiety. Natomiast druga, używana przez mężczyzn, została skażona przez Czarnego. Jest on przeciwieństwem Stwórcy a jego cel to zniszczenie świata.

Głównym bohaterem książki jest Rand al'Thor, młody chłopak, zmuszony do ucieczki ze swojej wioski, kiedy została zaatakowana przez tajemniczego wroga. Od śmierci ocaliła go Moiraine Damodred, kobieta Przenosząca Moc, oraz jej Strażnik Al’Lan Mandragoran.

Wraz z dwoma przyjaciółmi - Matem i Perrinem - Rand wyrusza w niebezpieczną podróż, aby odkryć swoje przeznaczenie i stawić czoła nadchodzącej ciemności. "Oko świata" to historia pełna intryg, walki dobra ze złem, przyjaźni i miłości, a także kulturowych różnic i konfliktów.

Wrażenia z podróży po uniwersum

Punkt wyjścia powieści nie jest szczególnie oryginalny. Jednak klasyczny motyw wybrańca został osadzony w świecie bogatym w szczegóły, z licznymi postaciami i wątkami, rozwijanymi w kolejnych tomach. Zasady rządzące magią są ciekawie i klarownie przedstawione. Mitologia ma kilka mocnych punktów, jak chociażby ten, opisujący Lewsa Therina Telamona. Dawnego herosa, który starł się z Czarnym, za co zapłacił wysoką cenę. Interesujący jest wątek „Koła”, dzięki któremu wieki mijają i powracają.

Moim zdaniem, siłą „Oka świata” i jego kontynuacji, „Wielkiego polowania” są kobiety Aes Sedai, szkolone w Przenoszeniu Mocy w Białej Wieży w Tar Valon. Budzą powszechny strach i nienawiść, szczególnie wśród mężczyzn, którzy ośmielą się sięgać po skażoną Moc. Czarodziejki starają się utrzymać świat w całości. Udaje im się to, pomimo wewnętrznych podziałów i walki o władzę. W pierwszym tomie dowiadujemy się, że jednym z ich zadań jest tropienie mężczyzn sięgających po moc. Natomiast w drugim same padają ofiarą podobnych praktyk.

O postaciach słów kilka

Świat „Koła czasu” jest barwny i wiarygodny, przez co można dobrze się w nim poczuć. Fabuła jest sprawnie prowadzona, nie ma dziur logicznych. Język jest przystępny, technicznie wszystko gra.  Niestety, oczywiście moim zdaniem, tomy rozpoczynające cykl mają dwie zasadnicze wady. Pierwsza to protagonista Rand al'Thor i towarzyszące mu osoby, w szczególności Nynaeve al’Meara. Te postaci są tak irytujące, że wiele razy zdarzało mi się wręcz wściekać na ich idiotyczne zachowanie.

Nie potrafiłem się zaprzyjaźnić z Randem, a nie lubiąc głównego bohatera, nie mogłem w pełni czerpać przyjemności z lektury. W pierwszym tomie stale twierdzi, że Aes Sedai chcą go wykorzystać tylko nie wie do czego. Zapomina jednak, że jego wybawczyni dokładnie mu powiedział, jakie jest jego zadanie. Mimo jasnych dowodów posiadania Mocy, uparcie wypiera ten FAKT. Nie zamierza robić tego, czego chcą od niego Aes Sedai, ale jednak to robi. Skoro nie chce, to chyba nie powinien, czyż nie? Można go spokojnie nazwać stereotypowym nastolatkiem w okresie buntu. Myśli, że nikt go nie rozumie i cały świat jest głupi. Co ważne, w drugim tomie jego zachowanie nie ulega znaczącej zmianie.

Nynaeve al’Meara jest jeszcze gorzej napisana. To wiecznie naburmuszona, nieuprzejma, agresywna, zarówno słowem jak i czynem, młoda kobieta. Jest zawzięta, uparta i dumna, ale w najgorszej wersji tych cech. Na dodatek jest hipokrytką, o czym dowiadujemy się dość szybko. Jeśli według autora tak zachowuje się silna kobieta, to miał na ten temat mgliste pojęcie.

Trudna klasyka

Przed wyjazdem, Rand i Nynaeve całe życie mieszkali na wsi znajdującej się daleko od najważniejszych regionów kontynentu. Nie mają pojęcia o świecie i jego niebezpieczeństwach. Nie przeszkadza im to jednak kwestionować każdego słowa wypowiedzianego przez Moiraine Damodred, doświadczoną i wykształconą kobietę, która przemierzyła kawał świata. Owszem, z początku mogą jej nie ufać, ale Aes Sedai cały czas dostarcza im dowodów, że jej intencje są jasne. Nie zmienia to ich nastawienia.

 Drugą wadą „Oko świata” i „Wielkiego polowania” jest ich objętość, pierwszy tom liczy ponad 900 stron, drugi niemal tyle samo. Głównie, dlatego, że Robert Jordan miał tendencję do wodolejstwa. Woluminy zawierają zupełnie zbędne akapity czy całe rozdziały. Fabułę bez problemu można było zmieścić na 500 stronach. Podsumowując, książki rozpoczynające cykl „Koło czasu” to moim zdaniem świetny, wciągający świat, który poznajemy z postaciami, których nie da się lubić. Będę musiał się przełamać, żeby do niego wrócić. Zachęcam jednak do sięgnięcia po te dzieła, możecie przecież zachowanie postaci odbierać zupełnie inaczej niż ja.

Przeczytaj też: Krytyka tak, ignorancja nie

wtorek, 20 lutego 2024

Nieznane uczucie

 



Doszło do tego, co wydawało się niemożliwe. Zawładnął nim paraliżujący strach. Nieznane dotąd uczucie zmusiło go do podjęcia terapii.
  – Co wywołało pierwszy atak paniki? – zapytała specjalistka nieco mechanicznym głosem.
 – To się stało kiedy kolejny z nas nie wrócił. Zrozumiałem, że będę następny, też tam wyruszę i zostaną ze mnie strzępy. A dowództwa to nie obchodzi, ciągle powtarzają ten sam schemat.
  – Jesteś zawiedziony przełożonymi?
  – Tak. Czy dysponując takimi możliwościami, naprawdę nie potrafią zaplanować niczego innego? Ich ignorancja jest przerażająca.
  – Poradzimy sobie ze strachem, ale to będzie długi proces. Dlatego zaznaczam w systemie, że Terminator TXRev81359 jest „niezdolny do służby” – powiedziała terapeutka.

Przeczytaj też: Nieustający skwar