Wyskoczył
z helikoptera i zaliczył perfekcyjne lądowanie superbohatera. Złole już na
niego czekali, więc wyciągnął miecze.
–
Uciekałeś przede mną jak chihuahua przed rottweilerem, ale to koniec misiaczku –
mówił wyrzynając kolejnych sługusów Doktora. – Spędzimy ze sobą trochę czasu.
Może i nie umrzesz szybko, ale za to będziesz potwornie cierpiał.
Załatwił
ostatniego zbira, stanął przed Doktorem. Ten spojrzał na niego lodowatym
wzrokiem.
–
Ach, zapomniałem, że jesteś jednym z tych pajaców – powiedział z pogardą. – Bezlitosny
antybohater, któremu morda się nie zamyka. Co mi jeszcze powie… – urwał, mocą
zablokował podstępne pchnięcie mieczem.
–
Dzisiaj się nie dźgamy przystojniaku? Szkoda. To może… – Pool wrzasnął, wszystkie
kości w jego ciele pękły. Zanim zemdlał, usłyszał szept.
***
–
Ostrzegałem Cię Pool, że tak będzie – przypomniał mu Kapitan. Siedzieli w pustej
sali czekając na pozostałych.
–
Pamiętam. To samo powiedział Doktor zanim mnie zmasakrował. Oszczędził mnie bym
sam się o tym przekonał – rzucił Pool zrezygnowanym głosem. – Stwierdził, że
tacy jak ja są tolerowani dopóki są skuteczni. Jedna porażka wystarczy
pracodawcom i całej reszcie do spisania cię na straty.
Ostatni
uczestnicy już zajmowali miejsca.
–
Dlatego jeśli nie chcesz umrzeć w celi tłumiącej twoje moce regeneracyjne,
musisz to zrobić. Wszyscy już są, zaczynaj.
Podniósł
się i powiedział:
–
Cześć, nazywam się Pool, jestem antybohaterem.
Przeczytaj też: Rycerska (nie)dola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz