Klabater zmaterializował
się z szerokim uśmiechem. Ruszył w stronę głównego kamienia to
znikając to pojawiając się. Cieniste dłonie chciały go pochwycić,
lecz nie mogły. To on atakował bezsilne jeszcze widma, padały pod jego ciosami.
Widar podążał za nim, gdy dotarł do menhiru, wyciągnął z kaletki
przy pasie kryształ podobny do tych na
głazach. Pojawił się przy nim klabater.
– Powiedz ocalałym,
że zaraz będą mogli się ruszać, niech będą gotowi do walki.
Duch ruszył
a Vane umocował kryształ w szczelinie przecinającej głaz. Odbiegł
kawałek, wydobył pistolet i strzelił prosto w kryształ. Fala
eksplozji rzuciła go do tyłu. W miejscu głazu wyrosła wielka jasna kula,
zaczęła wciągać wszystkich rewenantów i cieniste dłonie. Demony znikały
jeden po drugim. Niewielka strużka energii z kuli połączyła się
z bransoletą Widara, ten stanąwszy między zgromadzonymi na polanie
piratami otoczył ich polem ochronnym. W samą porę, bo ludzie Blacka otworzyli
ogień. Kule odbijały się a udane salwy roniących się zdziesiątkowały
wrogów. Kula energii zebrała już wszystkie zjawy, oprócz jednej. Klabater
spojrzał na Widara.
– Tamci zostali zapieczętowani,
a ty nie jesteś zły – powiedział Vane.
– Możesz iść, trafisz do zupełnie innego, lepszego miejsca.
– Nie – odpowiedział
po namyśle – Zostanę jeszcze, nie poradzą sobie beze mnie.
Black widząc, że nie wygra rzucił się do ucieczki z
resztkami swojej załgi. Teah pognał za nim ze swoimi ludźmi. Obie grupy były
gotowe na walkę o skarb zrabowany przy pomocy „Szarej Zjawy”. Henry Low
zginął w trakcie wybuchu i nie zdążył odpowiedzieć przed sądem za
swoje eksperymenty. Zdaniem Widara dosięgła go jednak zasłużona
kara.
Przeczytaj też: Ścigając "Szarą Zjawę" cz. VII