Wielka fala uniosła
bryg rzucając nim na prawą burtę, nie mieli szans, musieli obrócić się
dnem do góry. W ostatniej chwili Vanę uruchomił osłonę. Statek nie obrócił
się, przyhamował za to nienaturalnie. Wokół prącego naprzód okrętu strzelały
pioruny, jednak nie dosięgały załogi dzięki zaporze, która niestety
słabła z minuty na minutę. Widar robił, co mógł, lecz odzyskanej energii
było niewiele. Kolejne wyładowanie przełamało barierę kiedy
nieoczekiwanie sztorm i burza ustały. Wypłynęli na spokojne wody.
Nienękani dopłynęli bliżej brzegu wyspy i zrzucili kotwicę. Teah spojrzał
na załogę w całości zebraną na pokładzie, jego wilki morskie miały
nietęgie miny.
– Schodzimy na ląd.
– Wyspa – rzucił Vane
z zażenowaniem. – Dlaczego to zawsze musi być wyspa. Pewnie na palmach
wiszą drogowskazy do zakopanego skarbu.
– Nie pisaliśmy się
na walkę z jakimiś magicznymi głupotami – krzyknął ktoś ze środka
grupy.
– Jesteśmy załogą „Zemsty
Królowej Ilne” – kapitan podniósł głos dobrze ukrywając wściekłość.
–
Nie straszna nam magia ani nic innego na tych wodach. Nie raz i nie
dwa bywaliśmy w gorszych opałach. Czy już nie pamiętacie po co to robimy?
Amnestia obejmie nas wszystkich, a dużo grzechów mamy na sumieniach. Pirackie
czyny przyniosły nam sławę, ale też wielu wrogów. Pan Vane jest gwarantem
dotrzymania słowa przez króla, kiedy załatwimy sprawę przekaże nam dokumenty.
Dlatego teraz zejdziemy na ląd i odnajdziemy tego naukowca i ani
Bart Black ani jego szumowiny nam w tym nie przeszkodzą. Pokażemy,
kto rządzi na tych wodach.
Zdawało się, że mowa kapitan
przekonała ludzi. Na straży okrętu pozostawiono dwudziestu marynarzy, część
miała dokonać niezbędnych napraw. Reszta w sile około pięćdziesięciu popłynęła
w szalupach na wyspę.
Na tej niewielkiej połaci
ziemi przeważały palmy uzupełniane gęstą zieloną trawą i innymi zaroślami.
Szli około godziny, kiedy wreszcie dotarli do polany. Otaczały ją równo
rozmieszczone, stare menhiry, było ich około dwudziestu. Widar miał złe
przeczucie, widział to już kiedyś. Wtem po drugiej stronie polany pojawili
się ludzie Blacka z nim samym na czele. Miał czarne włosy, długą brodę
z wplątanymi w nią czerwonymi wstążkami. Dał swoim znak. Zaświstały
kule z muszkietów i garłaczy, kilku piratów z drużyny
Teaha padło martwych. Jednak odpowiedzieli salwą, skuteczną, jako że
dzieliło ich jedynie około stu metrów. Wtedy Black zadął w róg
i za plecami załogi „Zemsty” pojawił się oddział piratów ukrytych
do tej pory. Będąc w krzyżowym ogieniu Teah nie miał wyboru, poprowadził
swoich ludzi na polanę.
Przeczytaj też: Ścigając "Szarą Zjawę" cz. V
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz