wtorek, 7 listopada 2023

Ścigając "Szarą zjawę" cz. VI

 


Wiel­ka fala unio­sła bryg rzu­ca­jąc nim na prawą burtę, nie mieli szans, mu­sie­li ob­ró­cić się dnem do góry. W ostat­niej chwi­li Vanę uru­cho­mił osło­nę. Sta­tek nie ob­ró­cił się, przyhamo­wał za to nie­na­tu­ral­nie. Wokół prącego naprzód okrę­tu strze­la­ły pio­ru­ny, jednak nie do­się­ga­ły załogi dzię­ki za­po­rze, która niestety słabła z minuty na minutę. Widar robił, co mógł, lecz od­zy­ska­nej energii było nie­wie­le. Ko­lej­ne wy­ła­do­wa­nie prze­ła­ma­ło ba­rie­rę kiedy nieoczekiwanie sztorm i burza usta­ły. Wy­pły­nę­li na spo­koj­ne wody. Nie­nę­ka­ni do­pły­nę­li bliżej brze­gu wyspy i zrzucili kotwicę. Teah spojrzał na za­ło­gę w ca­ło­ści ze­bra­ną na pokładzie, jego wilki morskie miały nietęgie miny.
    – Scho­dzi­my na ląd.
    – Wyspa – rzu­cił Vane z za­że­no­wa­niem. – Dla­cze­go to za­wsze musi być wyspa. Pew­nie na pal­mach wiszą dro­go­wska­zy do za­ko­pa­ne­go skar­bu.
    – Nie pi­sa­li­śmy się na walkę z ja­ki­miś ma­gicz­ny­mi głu­po­ta­mi – krzyk­nął ktoś ze środka grupy.
    – Je­ste­śmy za­ło­gą „Ze­msty Kró­lo­wej Ilne” – ka­pi­tan pod­niósł głos do­brze ukry­wa­jąc wście­kłość.
    – Nie strasz­na nam magia ani nic in­ne­go na tych wo­dach. Nie raz i nie dwa bywali­śmy w gor­szych opałach. Czy już nie pamiętacie po co to ro­bi­my? Amne­stia obej­mie nas wszyst­kich, a dużo grze­chów mamy na sumieniach. Pirackie czyny przy­nio­sły nam sławę, ale też wielu wro­gów. Pan Vane jest gwa­ran­tem do­trzy­ma­nia słowa przez króla, kiedy załatwimy sprawę przekaże nam dokumenty. Dlatego teraz zejdziemy na ląd i od­naj­dzie­my tego na­ukow­ca i ani Bart Black ani jego szu­mo­wi­ny nam w tym nie prze­szko­dzą. Po­ka­że­my, kto rzą­dzi na tych wo­dach.
    Zdawało się, że mowa ka­pi­tan przekonała ludzi. Na straży okrętu po­zo­sta­wio­no dwudzie­stu ma­ry­na­rzy, część miała dokonać niezbędnych napraw. Resz­ta w sile około pięć­dzie­się­ciu popłynęła w szalupach na wyspę.
    Na tej nie­wiel­kiej po­ła­ci ziemi prze­wa­ża­ły palmy uzu­peł­nia­ne gęstą zie­lo­ną trawą i innymi za­ro­śla­mi. Szli około go­dzi­ny, kiedy wreszcie do­tar­li do po­la­ny. Otaczały ją równo rozmieszczone, stare men­hi­ry, było ich około dwu­dzie­stu. Widar miał złe prze­czu­cie, wi­dział to już kie­dyś. Wtem po dru­giej stro­nie po­la­ny po­ja­wi­li się lu­dzie Blac­ka z nim samym na czele. Miał czarne ­wło­sy, długą brodę z wplą­ta­ny­mi w nią czerwonymi wstąż­ka­mi. Dał swoim znak. Za­świ­sta­ły kule z musz­kie­tów i gar­ła­czy, kilku pi­ra­tów z dru­ży­ny Teaha padło mar­twych. Jed­nak od­po­wie­dzie­li salwą, sku­tecz­ną, jako że dzie­li­ło ich je­dy­nie około stu metrów. Wtedy Black zadął w róg i za ple­ca­mi za­ło­gi „Ze­msty” po­ja­wił się od­dział pi­ra­tów ukry­tych do tej pory. Będąc w krzy­żo­wym ogieniu Teah nie miał wy­bo­ru, po­pro­wa­dził swoich ludzi na po­la­nę.

Przeczytaj też: Ścigając "Szarą Zjawę" cz. V

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz