Czas na moją opowieść, siedzący przy
ognisku czekają niecierpliwie. Działo się to parę miesięcy temu na Archipelagu
Zewnętrznym. Byliśmy akurat w okolicy, wiecie, amnestia i list
kaperski. Poszliśmy na służbę do księcia, by ocalić głowy. Wysyłali nas do
najgorszych awantur, sami to znacie, nie będę tłumaczył. Od dawna ścigaliśmy
pewnego człowieka. W sumie nie do końca człowieka. Pasożyta, który doprowadził
do śmierci córkę władcy. W jakiś sposób potrafił wysysać z ludzi siły
witalne. Osoba, na którą miał wpływ stopniowo słabła i umierała, a on
stawał się silniejszy. Mieliśmy go złapać za wszelką cenę. Poinformowano nas,
że ukrywa się na Archipelagu, a działo się tam źle, bardzo źle. Oprócz
pojmania zbiega, nasi mocodawcy rozkazali, byśmy sprawdzili jak sprawy stoją,
co się kryje za katastrofą. Bo to była katastrofa. Coś się zmieniło na
wyspach, jakieś zło zamieszkało na największej z nich. Rozciągało swoje
macki na sąsiednie ziemie, przerażająco oddziaływało na otoczenie.
Szliśmy więc prosto na wyspy i im
bardziej się zbliżaliśmy, tym bardziej rosła nasza pewność, że jesteśmy na
dobrym kursie. Najpierw zmieniło się niebo, poszarzało, słońce straciło blask,
jakby jakaś olbrzymia kotara przesłoniła jego tarczę. Był środek dnia,
a nam zdawało się, jakby miało zmierzchać. Następnie pojawiła się mgła,
niezbyt gęsta, jednak z jakiegoś powodu niepokojąca. Otaczający nas opar
przypominał stare historie o pojawiających się wraz z nim
zjawach poległych marynarzy. Czuliśmy jakieś dziwne otępienie i rezygnację.
Nie potrafiliśmy jasno myśleć.
W
takich męczarniach dobiliśmy do wyspy a zejście na ląd nie poprawiło nam
nastroju. To, co ujrzeliśmy, pozbawiło nas resztek optymizmu. CDN
Wzór cz. II
Wzór cz. II
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz