środa, 9 listopada 2016

Wzór cz.5



Uniósł ręce, raptownie pociemniało. Zobaczyłem jasne linie mocy pędzące do niego. Nie wierzyłem w to, co widzę, lecz otoczenie jeszcze gwałtowniej obracało się w proch. Jego postać jakby gęstniała, nabierała czerni.
– Czy zwykły pasożyt byłby do tego zdolny? – odezwał się potężnym głosem. – A teraz pragnę ci podziękować, Widarze, dzięki tobie jestem tym, kim jestem. W nagrodę pozbawię cię twego wewnętrznego zła raz na zawsze. Ono i tak w całości powinno być moje. Wezmę je teraz, wraz z twym życiem. Tym razem zaliczysz próbę.
Zdumiałem się ostatnim zdaniem. Skąd mógł wiedzieć o nieudanym teście? Patrzyłem na niego, dobywając broni i zdziwiłem się po raz kolejny. Ściągnął kaptur i spojrzał na mnie moimi własnymi oczami. Wyglądał dokładnie jak ja. Jak ja w chwilach największej nienawiści i gniewu. Zawahałem się, a on to wykorzystał. Skierował ku mnie ręce, poczułem coś dziwnego. Determinacja zaczęła mnie opuszczać, złość, którą czułem odpływała. Opadałem z sił, gniew, który napędzał mnie od tak dawna zanikał. Zganiłem się w myślach, dość rozpamiętywania starych czasów. Jeśli już, to powinienem zastanowić się, czy coś z odebranych nauk pomoże mi w tej sytuacji.
Wszystko, co przekazywali nam uczeni, z początku wydawało się ciężkie, przesadzone. Przefilozofowane zwyczajnie. Jakby wykładowcy postawili sobie za punkt honoru, byśmy nic nie zrozumieli. Na szczęście mój mistrz potrafił doskonale wyłożyć, o co w tym wszystkim chodzi. Pamiętam jeden z wykładów, jakby to było wczoraj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz