Uniósł ręce, raptownie pociemniało.
Zobaczyłem jasne linie mocy pędzące do niego. Nie wierzyłem w to, co
widzę, lecz otoczenie jeszcze gwałtowniej obracało się w proch. Jego
postać jakby gęstniała, nabierała czerni.
– Czy zwykły pasożyt byłby do tego
zdolny? – odezwał się potężnym głosem. – A teraz pragnę ci podziękować,
Widarze, dzięki tobie jestem tym, kim jestem. W nagrodę pozbawię cię twego
wewnętrznego zła raz na zawsze. Ono i tak w całości powinno być moje.
Wezmę je teraz, wraz z twym życiem. Tym razem zaliczysz próbę.
Zdumiałem się ostatnim zdaniem. Skąd
mógł wiedzieć o nieudanym teście? Patrzyłem na niego, dobywając broni i zdziwiłem
się po raz kolejny. Ściągnął kaptur i spojrzał na mnie moimi własnymi
oczami. Wyglądał dokładnie jak ja. Jak ja w chwilach największej
nienawiści i gniewu. Zawahałem się, a on to wykorzystał. Skierował ku
mnie ręce, poczułem coś dziwnego. Determinacja zaczęła mnie opuszczać, złość,
którą czułem odpływała. Opadałem z sił, gniew, który napędzał mnie od tak
dawna zanikał. Zganiłem się w myślach, dość rozpamiętywania starych
czasów. Jeśli już, to powinienem zastanowić się, czy coś z odebranych nauk
pomoże mi w tej sytuacji.
Wszystko, co przekazywali nam uczeni,
z początku wydawało się ciężkie, przesadzone. Przefilozofowane zwyczajnie.
Jakby wykładowcy postawili sobie za punkt honoru, byśmy nic nie zrozumieli. Na
szczęście mój mistrz potrafił doskonale wyłożyć, o co w tym wszystkim
chodzi. Pamiętam jeden z wykładów, jakby to było wczoraj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz