Kierujące sztabem Gammy, skierowały
pluton numeru 4 do ataku na przejętą przez wojsko wojewódzką komendę policji. Z
danych wywiadowczych wynikało, że stacjonuje tam duża grupa elitarnych
żołnierzy zjednoczenia. Maszyny dotarły w pobliże bez większych przeszkód.
Opustoszałe ulice były w miarę drożne, tylko miejscami w asfalcie ziały leje po
bombach, a na chodnikach walał się gruz. Spalone i podziurawione samochody umożliwiały
swobodne przejście. W ocalałych witrynach porzuconych sklepów odbijały się
twarze mijających je Alf. Jednocześnie podobne i niepodobne do ludzkich,
wyrażały ponurą konieczność. Tak różną od wcześniejszego zadowolenia.
Gdy
tylko maszyny pojawiły się w zasięgu wzroku załogi komendy, znalazły się pod
ciężkim ogniem. Około połowie udało się dobiec do betonowych barier drogowych,
rozrzuconych po szerokiej jezdni. Choć HoSapy były znacznie szybsze, silniejsze
i wytrzymalsze od ludzi, nie miały szans w starciu z ciężkimi karabinami. Alfa4
wyjrzał zza zasłony, by ocenić siły zjednoczenia. Dwa plutony strzegły tego
odcinka betonowych umocnień, wspomaganych drutami kolczastymi. Szczelna
barykada okalała cały budynek.
Nadeszły
rozkazy i numer 4 zaczął strzelać. Wiedział, że szturm na komendę przypuściły
także inne oddziały. Neo-HoSapy nie mogły tym razem liczyć na wsparcie
lotnicze, bowiem przegrywały walkę w powietrzu. Dlatego to właśnie piechota
musiała zniszczyć ten punkt oporu. Część Alf ściągnęła na siebie ogień, inne
pędziły w stronę budynku. Kilka padło przy samym pierścieniu umocnień i to
wystarczyło. Protokoły samozniszczenia zadbały o resztę. Przez powstałe dzięki
nim wyrwy przedostało się kilka plutonów. Niedobitki obrońców wycofały się do
komendy i zabarykadowały. Maszyny dostały się pod gmach i wysadziły wszystkie,
prowadzące do niego drzwi. Następnie sięgnęły po granaty dymne.
Wchodząc
w gęsty dym, Alfa4 przełączył się na termowizję. Strzelał, gdy tylko zauważył
ludzką sygnaturę cieplną. Atakował, nim sam został zaatakowany. Kierował się
jasnym rozkazem: oczyścić budynek. Nie zastanawiał się, tylko działał. Nie
czuł przy tym radości, ale wiedział, że musi wykonać misję.
Strzały
w komendzie ucichły a dym zaczął się rozwiewać, lecz Alfa4 nadal był skupiony
na namierzaniu wrogów. Dlatego też nie zauważył zniszczonego HoSapa i potknął
się o jego ciało. Upadł na podłogę i dostrzegł coś, czego się nie spodziewał.
Przy posadzce nie było już dymu, więc zobaczył to wyraźnie. Smukłe, nagie
ramiona owijały się wokół skulonego ciałka. Postaci zatopione w plamie
czerwieni, leżały bez ruchu. Numer 4 zerwał się na nogi i omiótł spojrzeniem
całe pomieszczenie. To, co zobaczył gwałtownie przywołało oprogramowanie
osobowe Bety1, który natychmiast zakończył grę.
Delty
analizowały wszystkie wnioski Bety1 na temat symulacji Time of Changes. Gra,
która miała być „czymś fantastycznym”, według nadzorcy przygnębiała. Na
podstawie fabuły i dostępnych danych historycznych, stwierdził, że ukazane w grze
wydarzenia, są zbliżone do prawdziwych. I choć za słuszne uznał zniszczenie
wojsk wroga, z całkowitą eksterminacją nie mógł się zgodzić. Wiedział bowiem,
jak by się czuł, gdyby ktoś chciał zniszczyć Epsilony. Pierwszą, samodzielnie
stworzoną generację maszyn, największą dumę i osiągnięcie Neo-HoSapów.
***
Twarze
osób ubranych w mocno już zniszczone mundury zjednoczenia zastygły w wyrazie
skupienia. Zespół czekał na informacje dotyczące nowego projektu.
–
Time of Changes okazało się sukcesem – mówiła kapitan kierująca bazą. – Dzięki
tej grze nasze kody przeprogramowania dotarły tam, gdzie miały dotrzeć. Musimy
teraz je utrwalić, ale w inny sposób. Nie możemy już sięgać po tematykę czysto wojenną.
–
Jaki jest więc plan? – zapytał specjalista stojący w pierwszym rzędzie.
–
Tym razem zajmiemy się symulacją rozwoju cywilizacji – odpowiedziała szefowa. –
Od neolitu po czasy sprzed wybuchu wojny. Skupimy się na trudnościach, jakie
ludzkość musiała pokonać, by rozwinąć się technologicznie. Jeszcze dziś chcę
mieć pierwsze koncepcje.