Dzisiejszy wpis
jest inny niż poprzednie, bardzo możliwe, że stanie się początkiem całego
cyklu. To się jeszcze okaże, teraz przechodzę do konkretów. Niedawno
przeczytałem książkę, która wywarła na mnie ogromne wrażenia. Co ciekawe nie
jest to fantastyka, tak sięgam od czasu do czasu po coś innego.
Tym razem była to książka pod tytułem „Pypcie
na języku” autorstwa Michała Rusinka. Jest to zbiór felietonów opisujących
ciekawe zjawiska językowe. Autor w przezabawny sposób analizuje powszechnie
używane frazy, niefortunnie użyte zwroty czy na przykład hasła na
transparentach.
W trakcie czytania dowiedziałem się, że
fraza „na dzień dzisiejszy”, która szczególnie mnie irytowała faktycznie nie
jest poprawna i powinna zostać zapomniana. Bardzo ucieszyłem się, że przez cały
czas miałem rację. Interesującym przykładem jest też słowo „posiadać”, używane
często nie tak jak powinno. Posiada się tylko przedmioty a nie wiedzę, umiejętności
czy doświadczenie. W książce można znaleźć wiele podobnych przykładów
opatrzonych inteligentnymi i zabawnymi komentarzami. Nauka i dobra zabawa w
jednym.
Piękny język
„Pypcie na języku” podobają mi się z
dwóch powodów. Pierwszy z nich jest bardzo prosty, uwielbiam poprawiać innych,
gdy powiedzą coś nie tak jak powinni. Teraz dostałem nową broń do ręki, co
ułatwia zadanie. Czerpię z niego dziką przyjemność, choć gdy sam zostanę
poprawiony to udaję, że się przejęzyczyłem.
Tak na poważnie, język polski jest
piękny i według mnie w poprawności tkwi jego urok. Po przeczytaniu tej książki
utwierdziłem się w tym przekonaniu. Dlatego też zwroty „cofnąć się do tyłu”, „fakty
autentyczne” czy „spadł na dół” wystarczy zamienić na „cofnąć się”, „fakty”, „spadł”.
Jest prościej, ale za to o wiele ładniej. Nikt też nie narazi się na docinkę od
kogoś takiego jak ja, która może wyglądać następująco:
- I wtedy cofnął się do tyłu –
powiedział Tomek.
- O to ciekawe, nie wiedziałem, że można
cofać się też do przodu – odparł Krzysiek.
Drugi powód, który skłonił mnie do
napisania swoich przemyśleń o książce „Pypcie na języku” to fakt, że sam piszę
różne teksty i poprawność jest wymagana. Po lekturze nauczyłem się wiele,
okazało się też, że sam popełniałem błędy. Co w zasadzie było oczywiste, ale
jakoś nie chciałem tego zauważyć. Kończąc wywód, polecam książkę każdemu, kto
posługuje się językiem polskim. Dodam jeszcze, że od niedawna Michał Rusinek
jest dla mnie, pisząc kolokwialnie „mistrzem świata”.
Przeczytaj też: Dlaczego nie lubię „Wiedźmina” i innych adaptacji?